Mars. Żołnierze. Wojna.
Zarówno do sci-fi, jak i fantastyki militarnej podchodziłem ostrożnie, ale po takich pozycjach zmieniam zdanie.
Autor: | Arkady Saulski |
Tytuł: | Kroniki czerwonej kompanii: Czarna kolonia |
Wydawnictwo: | Drageus Publishing House |
ISBN: | 9788364030765 |
liczba stron: | 339 |
Z reguły najpierw czyta się książkę, a potem ewentualnie idzie na spotkanie autorskie, u mnie było odwrotnie. Trochę dziwnie było się tam zjawiać nie znając treści powieści, ale też nie o samej powieści była mowa.
Kroniki Czerwonej Kompanii: Czarna Kolonia bardzo mile mnie zaskoczyły. Nie wiedziałem do końca czego się spodziewać, bo z fantastykę naukową czytam rzadko i częściej jest do Ph. K. Dick niż ktokolwiek inny. Powieść Arkadego Saulskiego już od pierwszych stron wciąga w sposób dość niekonwencjonalny, samą formą przekazu. Moim zdaniem bardzo udanie, w różnorodnych ujęciach przekazując zwarty i zrozumiały zarys historyczny, polityczny oraz naukowy ram przedstawionego świata. Osiągnięcia naukowe, zmiana równowagi sił na Ziemi na korzyść korporacji – i to niekoniecznie w typowym ujęciu, jakby bezpodstawnego ich istnienia i wszechwładności, ale z zarysem ich dochodzenia do władzy i budowania sił militarnych, wraz ze słabnięciem sztucznych organizmów politycznych, terraformowanie i kolonizacja Marsa – nie tak wspaniałe, jak przedstawiają media (należące również do korporacji), tajemnice ukrywane przed mieszkańcami Ziemi.
Fantastyka, pomijając całą obudowę naukową – lepiej lub gorzej opisaną i uzasadnioną – to opowieść o ludziach, o ich żądzach, pragnieniach, zachowaniach w styczności z nieznanym. W tej powieści dobrze to widać – dobrze i ciekawie umotywowana technologia jest barwnym, ale tłem galerii portretów bohaterów. Prezesów korporacji, polityków, żołnierzy. Niektórych poznajemy przelotnie, w innych przypadkach zgłębiamy och historię, niektórzy nawet nie mają imienia. Poznajemy ich pojedynczo, wraz z przemieszczaniem „lepiej wyszkolonych i uzbrojonych cywili na kontrakcie” na powierzchnię Czerwonej Planety w niewiadomym celu i uzupełnieniu stanu Czerwonej Kompanii.
Cel ten nie dla wszystkich jest niewiadomy, a zarówno surowa i piaszczysta powierzchnia, jak i slumsopodobne budynki kolonii staną się areną walk.
Opisów walk znajdziemy tu wiele – wszystkie barwne, plastyczne (pierwsza strzelanina na powierzchni planety!), wartko opisane, taktycznie dopracowane i szczegółowo oparte na wspomnianych technologiach. Swoją drogą szybko, chociaż nie bez oporów uczymy się nie przywiązywać do bohaterów – wszak walczą, więc i mogą zginąć. Niezależnie od tego, żal tej garstki straceńców.
Co takiego kryją piaski Marsa, za co korporacje są położyć na szali miliardy istnień? Niektórzy najemnicy Czerwonej Kompanii będą mogli się o tym przekonać. Zakończenie nieco zaskakuje, pod znakiem zapytania stawiając dalsze losy Kompanii – a przecież to pierwszy tom cyklu! Ciekaw jestem, jak uda się to rozwinąć, niecierpliwie czekam na więcej! Czyta się jednym tchem, jest trochę humoru, akcja opisywana jest z różnych punktów widzenia – bohaterów, jednostek, i nie zwalnia tempa aż do dramatycznego finiszu. Ciekawe są też wplecione w treść fragmenty dyskutujące z popularnymi mitami i błędami kina i literatury scifi, przeciwstawiające im prawdziwe i praktyczne rozwiązania – widać tu dobre przygotowanie Autora do wydawałoby się błahych kwestii (co również było poruszone na spotkaniu).
Okładka, choć dobra, może nie przykułaby mojej uwagi, ale warto trafiać na takie perełki. Polecam wszystkim miłośnikom wyrazistych postaci, wartkiej akcji i ciekawej fantastyki!
Paweł Richert, Pożeracz Światów
Copyright ©http://empiresilesia.pl